Ta historia z pewnością przejdzie do annałów lokalnych wyborów. Sytuacja dotyczy Pauliny Filipowicz – kandydatki do sejmiku województwa z list Koalicji Obywatelskiej, która zamiast aktywnie uczestniczyć w swojej kampanii wyborczej, postanowiła polecieć… do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu swojego „American Dream”. Kampanią w Polsce zajmują się rodzice.
Gdy kampania wyborcza trwa w najlepsze, a kandydaci dwoją się i troją, by być wszędzie. z pola widzenia znika Paulina Filipowicz – kandydatka Koalicji Obywatelskiej do sejmiku z ostatniego miejsca. Młoda jednak na front polityczny wysłała swoich rodziców. To właśnie ojciec Pauliny, dyrektor wydziału ds. obywatelskich w Urzędzie Miasta Gdańska, wraz z żoną, wzięli na siebie ciężar prowadzenia działań wyborczych córki. Co więcej, wydaje się, że Paulina nie zamieszcza żadnych wpisów ani komunikatów na temat swojej kampanii, pozostawiając to zadanie rodzicom i komitetowi.
Ponadto do portalu wbijamszpile.pl przesłano anonim, w którym padają zarzuty, że siostra bliźniaczka Pauliny Filipowicz – Kaja, występuje w spotach w jej miejscu, co jeszcze bardziej podkręca absurdalność sytuacji.
Dowody? Pauliny Filipowicz nie było m.in. podczas konwencji KO, na której prezentowana była kandydatura na prezydenta Gdańska Aleksandry Dulkiewicz. Był za to jej ogromny banner przyniesiony przez bliskich. Całość zarejestrowały kamery.
Gdzie jest Paulina Filipowicz?
Postanowiliśmy odszukać kandydatkę Paulinę Filipowicz. Otóż w Niedzielę Palmową w kampanii tzw. „drzwi w drzwi” roznoszono jej ulotki. Głównym bohaterem akcji był jednak jej ojciec Tomasz Filipowicz. Paulina Filipowicz była wyłącznie na ulotkach. Nie ma jej na zdjęciach. Nie spotkała się z mieszkańcami.
Cofamy się jeszcze bardziej w czasie. Okazuje się, że rodzice wspierają swoją córkę w kampanii na ulicach Gdańska. Córki wciąż koło nich nie widać.
Wreszcie docieramy do wpisu z 8 lutego, gdzie kampania wyborcza jeszcze raczkowała. Paulina Filipowicz zamieściła jednak wpis, który sugeruje, że przebywa w Stanach Zjednoczonych i nie jest zadowolona z „Tłustego Czwartku” spędzonego za wielką wodą.
Wszystkie screeny pochodzą z publicznego profilu.
Jednak chęć pochwalenia się pobytem w Stanach Zjednoczonych okazuje się dużo bardziej silniejsza, niż konsekwencje związane z nieobecnością Pauliny Filipowicz w trakcie kampanii. Otóż 31 stycznia zamieściła ona wpis, że realizuje swój „American Dream”. Zamierza w Stanach Zjednoczonych być przez 3 miesiące – do końca kwietnia. To oznaczać może, że nie będzie jej na wyborach w Gdańsku.
Skandaliczna sytuacja. Lekceważenie święta demokracji
Sytuacja ta rzuca poważne pytania nie tylko o zaangażowanie i powagę, z jaką Paulina Filipowicz podchodzi do swojej kandydatury, ale także o ogólną percepcję odpowiedzialności politycznej w oczach potencjalnych wyborców. Jak mieszkańcy województwa mają postrzegać kandydata, który fizycznie i mentalnie znajduje się poza granicami kraju, zostawiając kampanię w rękach rodziców?
Nie można nie zauważyć ironii sytuacji, w której osoba ubiegająca się o mandat do sejmiku województwa, reprezentującego interesy lokalnych mieszkańców, wybiera osobiste marzenia ponad zaangażowanie w lokalną politykę. To postawa, która może wywołać frustrację i rozczarowanie wśród elektoratu Koalicji Obywatelskiej, szczególnie w obliczu narastających problemów i wyzwań, przed którymi stoi cae województwo.
Zobacz też: Port w Elblągu gotowy na przyjęcie statków za półtora roku
Kampania Pauliny Filipowicz w internecie trwa pełną parą
Ciekawostką jest fakt, że na Fecebooku profil stale umieszcza reklamy. Przyjrzeliśmy się im okazuje się, że osobą odpowiedzialną jest Marcin Makowski, działacz Wszystko dla Gdańska. Skontaktowaliśmy się z nim. Makowski wszystkiemu zaprzeczył.
– Kampanię prowadzę jedynie pani Beacie Dunajewskiej i Jackowi Bendykowskiemu. Nie prowadzę działań na rzecz pani Pauliny Filipowicz. Nie wiem skąd wzięło się moje nazwisko przy jej reklamach. Nie wiem gdzie jest też pani Paulina Filipowicz – mówi wbijamszpile Makowski.
Ojciec ważnym urzędnikiem w Gdańsku
Dodatkowo, fakt, że ojciec Pauliny zajmuje ważne stanowisko w strukturze urzędu miasta, dodaje dodatkowej warstwy kontrowersji. Czy jego zaangażowanie w kampanię córki nie stanowi konfliktu interesów? Czy nie wpływa to na percepcję neutralności i bezstronności urzędu?
Ta historia, choć może wydawać się z pozoru jedynie lokalnym anegdotą, uwydatnia głębsze problemy związane z odpowiedzialnością, zaangażowaniem i percepcją polityki przez ludzi Koalicji Obywatelskiej. Mieszkańcy Gdańska i całego województwa zasługują na kandydatów, którzy są w pełni zaangażowani w sprawy lokalne, gotowi służyć swoją pracą i ideami, a nie pozostawiać kampanię w rękach rodziców, podczas gdy sami ścigają marzenia za oceanem.
Chyba czas na zawsze Paulinie Filipowicz rozstać się z polityką skoro z wyborców robi sobie żarty.
W obliczu nadchodzących wyborów, historia Pauliny Filipowicz staje się przestrogą dla wszystkich kandydatów: mieszkańcy oczekują więcej niż tylko plakatów i obietnic oraz zaangażowanych rodziców. Oczekują zaangażowania, obecności i prawdziwej gotowości do pracy na rzecz społeczności. Czy to wyzwanie zostanie przyjęte, czy też kolejne kampanie wyborcze będą świadkami podobnych żenujących historii?
Próbowaliśmy skontaktować się w tej sprawie z sama Pauliną Filipowicz, jak i jej tatą Tomaszem Filipowiczem. Nie udało nam się.
Czytaj też: Trytki na straży historii w Gdańsku. Ratują Nowy Ratusz