Prokuratura bada wypadek policyjnej limuzyny na autostradzie A1 (FOTO: Marcin Dobski/X)

Kolizja komendanta – czy przepisy działają dla każdego?

Wrześniowa kolizja drogowa z udziałem komendanta głównego policji, nadinsp. Marka Boronia, rzuca światło na szczególny sposób traktowania zdarzeń, gdy sprawa dotyczy osoby na wysokim stanowisku. Czy przeciętny obywatel mógłby liczyć na podobny przebieg sprawy? Rozważmy, jak wyglądałoby to w przypadku „Kowalskiego” – bez wsparcia instytucji czy ewentualnych wpływowych znajomych. Kolizja komendanta otwiera drogę do popisu.

Komendant Boroń podróżował służbowym BMW, prowadzonym przez jednego z jego podwładnych. Auto dachowało, a prokuratura zakwalifikowała zdarzenie jako „kolizję”, uzasadniając, że obrażenia były lekkie i nie wymagały dłuższej rekonwalescencji. Śledztwo w tej sprawie, mimo medialnego szumu, zostało szybko umorzone, a sprawą zająć ma się policja w ramach wykroczenia. Trudno oprzeć się wrażeniu, że sprawa została potraktowana priorytetowo – opinia biegłego, postępowanie i umorzenie zajęły kilka tygodni.

Warto zastanowić się, jak podobne zdarzenie potoczyłoby się dla zwykłego kierowcy. „Kowalski” mógłby oczekiwać wezwania do złożenia szczegółowych wyjaśnień, sprawdzenia prędkości oraz szczegółowego raportu biegłego. Z pewnością też przedłużające się oczekiwanie na zakończenie śledztwa wiązałoby się dla niego z niepewnością i kosztami, bo czas, pieniądze i nerwy są kosztowne, zwłaszcza dla osób niemających dostępu do szybkich ekspertyz i zamykanych w krótkim terminie postępowań.

Czytaj więcej: Policja na sygnale eskortowała gwiazdy TVN podczas festiwalu w Sopocie

Przypadek wysokiego przełożonego a przeciętnego obywatela

Z relacji prokuratury wynika, że sprawa nie kwalifikowała się jako wypadek, ponieważ żadne z obrażeń kierującego i pasażerów nie utrzymywało się dłużej niż tydzień. Dlatego nie zakwalifikowano incydentu jako przestępstwa. Brak ustalenia prędkości pojazdu uzasadniono uszkodzeniem kluczowych układów pojazdu, co wykluczało skorzystanie z zapisów systemu diagnostycznego. Trudno powiedzieć, czy dla przeciętnego kierowcy uznano by takie wyjaśnienie za wystarczające.

Również samo „szybkie umorzenie” w kontekście przywileju dostępu do szybkich decyzji instytucji publicznych jest interesującym zagadnieniem. Obywatel, zwłaszcza bez wpływów, mógłby latami próbować udowodnić swoją niewinność czy brak winy w przypadku kolizji.

Czy komendant główny, będący funkcjonariuszem publicznym, może uzyskać specjalne traktowanie? Polskie prawo formalnie gwarantuje równość wobec przepisów.

Zobacz też: Wpadka PR-owa Tuska. Promocja Orlików kopią reklamy Nike

Przeciętny kierowca i ryzyko wykroczeń kontra kolizja komendanta

Gdyby przeciętny obywatel wpadł w poślizg na autostradzie i dachował, śledztwo mogłoby ciągnąć się miesiącami, a każdy szczegół jego zachowania zostałby dokładnie przeanalizowany, w tym czasie także sprawdzono by skąd czerpał środki na taki pojazd czy dlaczego podróżował określoną trasą. Często bywa też tak, że wszelkie niewiadome w sprawach „zwykłych ludzi” są wyjaśniane poprzez dodatkowe badania techniczne, analizy monitoringu oraz zeznania świadków.

Bez względu na status społeczny lub zawodowy – przepisy powinny dotyczyć każdego na równi. Jak długo zwykli obywatele będą obserwować, jak rzeczywistość wyraźnie różni się w przypadku przeciętnego człowieka i tych, którzy noszą mundury lub piastują wysokie stanowiska?

Maciej Naskręt

Dołącz do naszej społeczności!

Śledź nas na naszych mediach społecznościowych i bądź na bieżąco!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wydawca portalu wbijamszpile.pl nie ponosi odpowiedzialności za treści komentarzy publikowanych przez użytkowników. komentarze odzwierciedlają jedynie opinie ich autorów. Zachęcamy do korzystania z kultury słowa i przestrzegania zasad netykiety.