Ostatnio usłyszałem w wiadomościach, że przygotowywana jest ustawa, która ma rzucić nowe światło na sposób naliczania opłat za wodę. Brzmi zachęcająco, prawda? A jednak, jak to często bywa, diabeł tkwi w szczegółach. Zmiany zaproponowane przez Ministerstwo Infrastruktury mogą wywołać prawdziwe tsunami w naszych portfelach, zamiast obiecywanego spokoju.
Do 2017 roku to właśnie gminy decydowały o taryfach za wodę, co przynosiło mieszane efekty. W niektórych miejscach mieszkańcy płacili grosze, podczas gdy w innych ceny wody osiągały poziom niewyobrażalnych wyżyn. Reintrodukcja tego systemu brzmi jak krok wstecz. Tylko czy na pewno chcemy wrócić do czasów, kiedy to lokalny samorząd mógł ustalać taryfy z kapelusza, bez większej kontroli?
Ministerstwo zapewnia, że wprowadzone zostaną mechanizmy mające chronić nas, zwykłych Kowalskich, przed nadmiernymi podwyżkami. Na przykład, jeżeli nowa taryfa przekroczy o 15 proc. średnią regionalną, to interweniować będą mogły Wody Polskie. Ale czy to wystarczy, aby zapobiec lokalnym skokom cen?
Kwestia zaufania
Problem leży w zaufaniu do lokalnych decydentów. Czy możemy być pewni, że nowe przepisy nie otworzą furtki dla samorządowych bonzów do podniesienia cen wody, argumentując to „nieuniknionymi kosztami”? Historia uczy nas, że tam, gdzie pojawia się możliwość manipulacji, rzadko kończy się to dobrze dla przeciętnego obywatela.
W trakcie kampanii wyborczej ruch „My Gdańszczanie” ujawnili, że Gdańskie Wodociągi chcą podwyższyć opłaty aż o 23 proc. na przestrzeni trzech najbliższych lat. Obecnie rynek jest regulowany. Co się stanie jeśli ceny zostaną uwolnione?
Znikające różnice regionalne… czy jednak nie?
Ciekawe jest to, że choć woda wciąż płynie z kranów tak samo jak przed laty, to jej cena potrafi różnić się dramatycznie w zależności od regionu. Wcześniejsze próby ujednolicenia taryf przyniosły pewne rezultaty, ale czy teraz nie cofniemy się do regionalnych dysproporcji, które będą zależeć od politycznej woli i ekonomicznej zdolności poszczególnych gmin?
Woda droższa niż złoto?
Zapowiadane zmiany mogą sprawić, że wkrótce za wodę będziemy płacić jak za luksusowe dobro. Czy to nie paradoks, że coś tak podstawowego jak dostęp do wody może stać się przedmiotem ekonomicznych gierek?
Podsumowując, nowa ustawa może wyglądać na papierze jako rozwiązanie dające więcej swobody lokalnym władzom, ale równie dobrze może okazać się receptą na niekontrolowane podwyżki. Będzie to zależało od tego, jak bardzo możemy zaufać naszym lokalnym liderom, że nie zamienią tej nowej „swobody” w wolną amerykankę kosztów, która ostatecznie uderzy w nas – odbiorców.
Zanim wrócimy do „starych dobrych” czasów, warto zastanowić się, czy nie lepiej byłoby poszukać rozwiązania, które chroniłoby nas przed nadmiernymi kosztami, zamiast otwierać furtkę do ich niekontrolowanego wzrostu.
Czytaj też: Szokujące dowody. Nielegalne pobieranie wody z Jeziora Głębokiego na Kaszubach
Maciej Naskręt