Podlasie, region słynący z malowniczych krajobrazów, bogatej historii i kulturowej różnorodności, stało się w ostatnich latach miejscem wzmożonej uwagi z powodu budowy zapory na granicy Polski z Białorusią. Podczas mojej podróży odwiedziłem kilka kluczowych miejscowości: Sokółkę, Krynki, Poczopek i Kruszyniany, aby zrozumieć, jak mieszkańcy i przedsiębiorcy reagują na zmiany zachodzące w ich bezpośrednim otoczeniu w związku z kryzysem migracyjny. Sprawdzam, jak wygląda ich życie na granicy.
Moja wizyta rozpoczęła się w Sokółce, urokliwym miasteczku, które jest symbolicznym sercem północy Podlasia. Spacerując po rynku, można dostrzec ślady wielokulturowej przeszłości: kościoły katolickie i cerkwie prawosławne. Mieszkańcy, choć przyzwyczajeni do życia na pograniczu kultur, teraz muszą zmierzyć się z nową rzeczywistością – obecnością zapory.
Do Sokółki dotarłem w piątek po południu w ostatni weekend czerwca – wakacje w pełni. Niestety, nie mogłem zatrzymać się w popularnym Hotelu „Bakunówka”. Nie z powodu dużej liczby turystów, lecz dlatego, że miejsca noclegowe zajęte były przez wiernych odwiedzających pobliskie Sanktuarium św. Antoniego, które zasłynęło kilkanaście lat temu z cudu eucharystycznego.
Ale to nie wszystko. Hotel nie udostępniał pokoi z uwagi na obecność wojsk. Przed budynkiem stał potężny samochód wojskowy, a żołnierze nocowali w hotelu. Znalazłem nocleg nad Zalewem Sokólskim, gdzie bez problemu wynająłem pokój w rozsądnej cenie.
Wyruszyłem, by poznać miejscowych. Przy głównej ulicy, Grodzieńskiej, spotkałem pana Tomasza i od razu zapytałem:
W całej Polsce mówią, że tu pełno wojska, a tu nic. Gdzie można ich spotkać?
– zapytałem.
Tu, w mieście, nie ma zbyt wielu żołnierzy. Musi pan jechać bliżej granicy. Tam można spotkać żołnierzy wraz ze strażą graniczną. Mundurowych różnych formacji było sporo w 2021 r., gdy był szturm. Teraz ich w mieście nie widać
– powiedział Tomasz.
To co się zmieniło?
– dopytałem.
W zasadzie to niewiele, ale na pewno zniknęli Białorusini, którzy przyjeżdżali do nas na zakupy. Nie ma też tych wszystkich ciężarówek, które stały w kilometrowych korkach do Kuźnicy Białostockiej. Tak całe miasto żyje jak żyło – opowiadał. – Ci Białorusini to największa strata, mieszkańcy ich chwalili, bo mieli dobrą wódkę – dodał.
W Sokółce nie ma wielu turystów. Jeśli są, to zazwyczaj odwiedzający, którzy przyjechali do rodziny – rodziców. Inni z daleka przyjeżdżają na groby do swoich przodków.
Jako ciekawostkę dodam, że ludzie tłumnie odwiedzają lodziarnię „Stara Szkoła”, którą wspominał w jednym ze swoich filmów na Kanale Zero sam redaktor Robert Mazurek. Zachwalał tamtejsze lody, które (potwierdzam) rzeczywiście warto skosztować. Największe wrażenie zrobiły na mnie lody o smaku podlaskiego samogonu.
Wspieraj wbijamszpile.pl
Wolne media są dzisiaj najważniejsze. WbijamSzpile.pl to miejsce, gdzie dzielimy się nie tylko aktualnościami, ale także przemyśleniami, analizami i komentarzami dotyczącymi najnowszych trendów społecznych, politycznych i kulturalnych w Polsce, na Pomorzu i w Gdańsku. Nikt nas nie cenzuruje. Wspieraj wolne dziennikarstwo.
Krynki – tu mieszkańcy żyją obok wojska
Kolejnym przystankiem – w sobotę – były Krynki. Jednak gdy dotarłem, minąłem gminną miejscowość Szudziałowo. Gdy przekroczyłem tablicę informacyjną z nazwą miejscowości, zza drzewa wyłonił się żołnierz – oficer Żandarmerii Wojskowej. Był uzbrojony w broń maszynową. Obok niego stała kobieta – funkcjonariuszka Straży Granicznej.
Na szczęście obyło się bez kontroli. Podobno miałem szczęście, bo każdy samochód, którego tablica rejestracyjna nie zaczyna się od „BSK”, jest tutaj podejrzany. Po drodze do Krynek spotkałem jeszcze dwa jadące w przeciwną stronę pojazdy wojskowe – samochody terenowe. Czuć było, że wjeżdżam w strefę monitorowaną.
W Krynkach życie na granicy, bo znajduje się ona 500 m od centrum, toczy się podobnie jak w Sokółce. Własnym trybem. Ludzie chodzą do sklepów, gospodarze podjeżdżają na zakupy. Nie widać imigrantów.
My tu, u boku żołnierzy, czujemy się bezpiecznie. Widok służb nie robi na nas żadnego wrażenia. To nam spowszedniało. Poza tym wiele osób w Straży Granicznej zna się z widzenia. W sumie jesteśmy tu jak rodzina. Nie ma żadnych przykrych incydentów. Kiedyś zdarzało się, że ktoś mówił, iż w jego stodole zamieszkali uchodźcy, ale na szczęście obyło się bez niespodzianek
– powiedziała pani Janina.
Gdy rozmawialiśmy przy największym w Polsce rondzie w Krynkach, minęły nas dwa patrole Straży Granicznej.
Poczopek – spokój Puszczy
Udałem się do kolejnego ważnego turystycznego punktu. Była piękna pogoda, spodziewałem się tam mnóstwa ludzi. Poczopek, położony jest w sercu Puszczy Knyszyńskiej, to miejsce, gdzie natura i cisza pozwalają zapomnieć o zgiełku świata. To oaza spokoju dla leśników, którzy stworzyli coś w rodzaju ogrodu botanicznego w surowej leśnej scenerii.
Tutaj spotkałem leśnika, który opowiadał o wpływie zapory.
Skoro zapora nie ma przepuszczać ludzi, to tym bardziej nie przepuści dużych zwierząt. Jest to spore ograniczenie, ale na razie nie widać negatywnych skutków dla flory i fauny
– mówił.
A jak z frekwencją w Silvarium – waszym leśnym ogrodzie?
Pan jest chyba dzisiaj pierwszym turystą tutaj. Proszę zobaczyć parking przed wjazdem – pusty. Nic się nie dzieje. Sklep otwarty, ale nie ma żywej duszy. Ruch jest w dni powszednie, kiedy działają szkoły i przyjeżdżają wycieczki. Pojedynczy turyści to u nas rzadkość teraz, chyba że ktoś z okolicy nas odwiedzi
– dodał leśnik.
Życie na granicy. Kruszyniany – Śladami Tatarów
Ostatnim przystankiem były Kruszyniany, znane z obecności tatarskiej społeczności i zabytkowego meczetu. To miejsce, gdzie historia Tatarów polskich jest wciąż żywa, a kultura tatarska pielęgnowana.
Odwiedziłem meczet. Przed drewnianym budynkiem stał autokar. Kilkadziesiąt osób w wieku 60+ właśnie wychodziło z meczetu, kierując się w stronę Jurty Tatarskiej, gdzie czekał na nich regionalny obiad.
Jesteśmy z Warszawy. Przyjechaliśmy poznać tutejszą kulturę. Potem jedziemy do Sokółki. Sporo osób pochodzi z Podlasia i dlatego tu przyjechali
– powiedziała pani Janina.
W Tatarskiej Jurcie panował tłok.
Kuchnia jest w rozbudowie. Podajemy na razie dania na jednorazowych naczyniach, ale uwijamy się w ukropie. Jest mnóstwo gości – powiedziała mi kelnerka. – Jesteśmy otwarci od godz. 12 do 17 i to wystarcza, by się tutaj utrzymać. Jest cisza i spokój na co dzień. Nic szczególnego się nie dzieje.
Na Podlasiu przebywałem cały weekend. Nie dostrzegłem imigrantów. Nie dostrzegłem potężnych ruchów wojsk. Gdyby nie drobne patrole, odniósłbym wrażenie, że w ogóle tu nic się nie dzieje niepokojącego. Historie o tym, że jest to miejsce opustoszałe, a mieszkańcy nie wychodzą na ulicę są mocno przesadzone. Turystyka ma się całkiem nieźle.
Czytaj też: Zatrzymanie rosyjskiego dezertera przez Straż Graniczną
Podsumowanie
Podróż przez Podlasie, od Sokółki po Kruszyniany, ukazała, że ludzie tutaj zachowują niezwykłą odporność i nadzieję, że przyszłość przyniesie lepsze dni. Podlasie pozostaje miejscem niezwykłym, gdzie historia, kultura i przyroda tworzą unikalną mozaikę, którą warto chronić i pielęgnować.
Maciej Naskręt